#MINIMALIZM czyli kochaj ludzi, używaj rzeczy



Minimalizm to ostatnio bardzo modne słowo. W architekturze cenimy przestrzenne, puste wnętrza, a w modzie wyrafinowana prostotę. Coraz szersze jest grono ludzi, którzy ograniczają swój dobytek, stawiając na jakość zamiast ilość i wartości zamiast konsumpcji. Czy to tylko chwilowa moda, trend wynikający z przesycenia nadmiarem i konsumpcyjnym rozbuchaniem? Bardzo prawdopodobne, dla mnie to jednak zdecydowanie coś więcej.

Moja przygoda z minimalizmem zaczęła się zupełnie przypadkowo, gdy przy okazji zgłębiania tajników surowej kuchni wegańskiej, natknęłam się na kanał Connor'a - Thriving Minimalist
To było dla mnie wyjątkowo orzeźwiające doświadczenie, może szczególnie poprzez kontrast z moim życiem. Connor, razem ze swoja partnerka Brittany prowadzą życie wiecznych włóczęgów, bez stałego miejsca zamieszkania, żyjących w poliamorycznych związkach i żywiąc się głownie surowymi roślinami. To co mnie jednak najbardziej ujęło w ich filmach, to autentyczność i prostota przekazu. Connor i Brittany zręcznie wykorzystują narzędzia minimalizmu w celu realizacji własnej wizji życia. I własnie to uważam za istotne w tej idei, by pamiętać, ze to tylko narzędzie, a naprawdę liczy się to co pozostaje i jak to wykorzystamy.

Jak wiele osób nowych w temacie, praktykowanie minimalizmu rozpoczęłam od szafy. Nie znałam wtedy ani metody Marie Condo, ani Packing Party amerykańskich minimalistów, działałam raczej na zasadzie instynktu. Punktem zapalnym była "śmiała decyzja", pewnego październikowego popołudnia, iż pora te wory ciuchów wystawić gdzieś i zobaczmy co się stanie. Nie spodziewałam się wiele, a na pewno nie, że otrzymam kilkadziesiąt wiadomości i w ciągu następnego miesiąca zostanę częstszym gościem na poczcie niż w piekarni. A jednak, moje ciuchy znikały jeden po drugim. To było jak powiew świeżego powietrza, z każdym elementem garderoby znikały płonne nadzieje, ze schudnę, bądź bolesne lęki, że znów przytyje czy też złudne wyobrażenia, że na pewno będę do pracy codziennie zasuwać w marynarkach i szpilkach. Nie będę ukrywać, iż na początku pieniądze, choć niewielkie, były również sporym motywatorem, jednak z czasem zaczęłam bardziej doceniać fakt, że moja szafa zrobiła się bardziej funkcjonalna, a jej użytkowanie mniej czasochłonne, a przede wszystkim dużo prostsze.

Napędzona sukcesem z odzieżą, przeszłam do czasopism, książek, pościeli, kosmetyków, chemii i... jeszcze kilkudziesięciu innych kategorii. Aktualnie po ponad roku sprzątania, moje mieszkanie zmieniło się z zagraconego pomieszczenia w schludne miejsce, gdzie żyje mi się zdecydowanie przyjemniej i wydaje mi się również zdrowiej. Czy to koniec drogi? Oczywiście, że nie - wrodzony perfekcjonizm podpowiada kolejne obszary do zoptymalizowania, jednak nie spieszy mi się. Minimalizm zwrócił mi już to co najcenniejsze - czas. To jedyna prawdziwa waluta, którą posiadamy, niezależnie od ilości cyferek na koncie w banku. Dodatkowo minimalizm materialny, to dopiero początek, cała zabawa zaczyna się na poważnie, gdy wchodzimy na poziom "mentalny" i zaczynamy przemeblowanie w głowach i sercach. Wymiatamy kompleksy, lęki, uprzedzenia oraz uporczywe nawyki myślowe, robiąc tym samym miejsce na to co się naprawdę liczy - dla siebie.

O minimalizmie mogłabym rozmawiać i pisać godzinami. To temat mi szczególnie bliski, bo znacząco zmienił jakość mojego życia. W następnych postach zamierzam rozwijać temat od strony bardziej praktycznej, jednak póki co zostawiam Cie czytelniku z profesjonalistami. Oto moi prywatni nauczyciele:

Po angielsku:

Connor & Brittany:

The Minimalists:


Po polsku (nie do końca blogi typowo minimalistyczne, ale w temacie):



Komentarze

Popularne posty