#PODRÓŻEDUŻE: Portugalia cz. 3 CASCAIS



Jest środek października, od zaledwie dwóch dni pogoda przypomina tą legendarną Złotą Polską Jesień, a ja wracam myślami do zdecydowanie bardziej słonecznych dni tegorocznego lipca. Jednak nie tylko o słońce chodzi, ale też o czas spędzony na odpoczynku, kąpielach w basenie i oceanie, celebrowaniu posiłków i długich spacerach po plaży. To było dla mnie sednem tych kilku dni w okolicy Cascais.

W okolicy Cascais, gdyż zatrzymaliśmy się w  Sheraton Cascais Resort, który znajduje się na terenie ogromnej prywatnej farmy, w samym sercu parku narodowego. Farma jest oddalona o ok. 10 km od centrum miasta i ok 4 km od przepięknej Praia de Guincho. Miejscówkę znaleźliśmy w promocyjnej cenie na nie dostępnym już w Polsce Voyage Prive. Hotel jest dość duży, jednak dzięki sporym terenom zielonym otaczającym go, zachowana jest bardzo prywatna atmosfera, sprzyjająca relaksowi. Pomimo wielu pozytywnych cech i tego, że udało nam się tam z sukcesem odpocząć, uważam, że stosunek ceny do jakości za mało satysfakcjonujący.
Hotel jest wręcz nieprzyzwoicie drogi w standardowych warunkach najmu, jednak nie idzie za tym niestety wyższa jakość serwisu, a dodatkowo menu restauracyjne nie powala.

Pierwszego dnia,  po zameldowaniu w hotelu, od razu udaliśmy się na wycieczkę do Cascais. Przed wyjazdem, koleżanka mojego męża skomentowała, że miasteczko to taka Portugalska Nicea i rzeczywiście, mimo że sama (jak i ona), nie byłam nigdy w Nicei, to zdecydowanie przypomina tą filmową wersję francuskiego kurortu.





Miasteczko ma dość długie nadbrzeże, wzdłuż którego ciągną się urokliwe knajpki oferujące dania lokalnej kuchni. W centrum roi się od malutkich sklepików i straganów. My zatrzymaliśmy się na obiad w klimatycznej, wegetariańskiej knajpce Cafe Galeria House of WondersZnajdziecie tu szeroki wybór soków, smoothie, sałatek i deserów. Ja zdecydowałam się na jedno z dań głównych i nie zawiodłam się. Knajpka posiada piękny taras z widokiem na Cascais, gdzie można odpocząć po zwiedzaniu - my z racji, iż byliśmy tam w środku dnia, zdecydowaliśmy się usiąść na dole, by ukryć się choć na chwile przed mocnym słońcem. Atmosfera jest niezobowiązująca, hipsterska -  idealnie wakacyjna.







Następnego dnia, po całym dniu lenistwa nad basenem, wybraliśmy się na wieczorną wycieczkę na pobliską Playa de Guincho. Jest to jedna z piękniejszych plaż w okolicach Lizbony, można na nią wejść prosto z drogi  pięknymi drewnianymi schodkami, otoczonymi wydmami. Dotarliśmy tam niewiele przed zachodem słońca i z miejsca zachwycił nas widok. Długie skaliste nadbrzeże, otoczone skąpą przyrodą i wzburzony ocean - poezja - nic dziwnego, że to uwielbiana przez surferów miejscówka. Mimo pięknych widoków, woda jest tam dla mnie zdecydowanie zbyt zimna, więc ograniczyłam się wyłącznie do symbolicznego zamoczenia stóp.







Droga powrotna zajęła nam zdecydowanie dłużej, bo postanowiliśmy wracać do hotelu brzegiem oceanu, po drodze wstępując na kolacje do niedużej knajpki, gdzie można delektować się przepysznymi owocami morza bądź lokalnymi serami, przy przepięknym widoku na ocean o zachodzie słońca.





Po kilku dniach lenistwa, znudzeni do granic smażeniem się na słońcu, wynajęliśmy rowery i udaliśmy się zwiedzać kolejną naturalna atrakcje Cascais - Boca de Inferno, czyli słynne Usta Piekieł, fascynującą formacja skalna, gdzie wody Oceanu Atlantyckiego rozbijają się z hukiem o fantastycznie wyrzeźbione ściany małej jaskini.




Cascais to przepiękny region Portugalii, cudowne plaże i niezwykły park narodowy, ale jeśli miałabym wybierać jedno miejsce w Portugalii, to wróciłabym do Porto. Mam jednak cichą nadzieję, że jeszcze kiedyś zdarzy mi się okazja by nie tylko wrócić, ale i poznać jeszcze lepiej ten piękny iberyjski kraj.


Komentarze

Popularne posty