IN LOVE #Barcelona



Jest poniedziałek, kilka minut do 13ej, pracuje z domu i nadganiam maile, odganiam ludzi z ich wielkimi, super pilnymi problemami do rozwiązania na wczoraj, jednym słowem - wdrażam się w codzienność. Tym razem to jednak dużo bardziej bolesny proces niż po ostatnich wakacjach. Dlaczego? Bo się zakochałam. Znowu. Tym razem jednak w Barcelonie.

Z Barceloną mam dość skomplikowany związek, kocham ją od zawsze, ale wciąż ociągam się ze spełnieniem tego uczucia. Siedem lat temu byłam już naprawdę blisko spełnienia, ale z perspektywy czasu mam świadomośc, że to jeszcze nie był ten czas. Myślę jednak, że wstrzymywanie się nie potrwa już długo i prędzej czy później zamieszkam tam choć na kilka lat.

Jednak nie o niespełnionej, choć zdecydowanie odwzajemnionej miłości jest ten post, tylko o tym, za co kocham stolice Katalonii.

1. Jedzenie

Hiszpańska kuchnia jest moim zdaniem jedna z najmniej docenianych kuchni w Polsce, a szkoda, bo naprawdę jest fantastyczna! Szczególnie przyjazna dla wegetarianki, ze względu na moc warzyw i owoców dostępnych na każdym rogu. Patatas Bravas, Pedron Peppers, Nachos z Guacamole, Gazpacho, świeże owoce i warzywa, pyszne pieczywo, oliwki, oliwa i królowa wszystkich dan Paella. Powrót był dla mnie lekko bolesny, ze względu na wskazania wagi, jednak warto!




2. Plaża

Jedna z najlepszych plaż, na jakich byłam, nie tylko ze względu na piasek czy cieple wody morza śródziemnego, ale przede wszystkim na cudna, niezobowiązująca atmosferę. Owszem, wszędzie czuć zapach marihuany, co na pewno pomaga w wyluzowaniu, jednak myślę ze to nie jedyny powód. Ludzie nie przejmują się jak zanadto wyglądem, kobiety czuja się na tyle swobodnie by bez stresu opalać się topless, pic drinki, tańczyć, bawić się. Jest to dla mnie jeden z najlepszych sposobów odpoczynku w mieście, a w gratisie dostajesz piękna opaleniznę!



3. Moda

Passeig de Gracia to mekka dla wszelkiej maści fashionistow i mimo ze jeszcze kilka lat temu trzeba byłoby mnie wyganiać siła z ZARy czy H&Mu w czasie wyprzedaży, a moje ubrania zajmowały wszystkie szafy w domu (z ta męża włącznie), to wizyty w tych przybytkach tym razem sobie darowałam. Odkryłam bowiem, ze zdecydowanie bardziej pasuje mi inna część Grazii, ta bardziej boho, art czy też hip. Przechadzając się w piekny sloneczny dzień waskimi uliczkami,możemy znaleźć prawdziwe perełki od lokalnych artystów bądź rzemieślników, a tez odwiedzic kilka fantastycznych miejsc z moda wegańską bądź etyczna. Kilka moich odkryć to wegański sklep, gdzie wreszcie po raz pierwszy miałam okazje zobaczyć produkty Matt and Nat, czy gdy zgubiłam się i przez przypadek dotarłam do multistore z rzeczami od Armed Angels. Boleśnie odczul to mój portfel, bo no nie będę udawać, moja walizka wróciła obszerniejsza.

To co, sprawdzicie sami? 

Komentarze

Popularne posty